niedziela, 19 czerwca 2011

Włoskie drogi

Ruch drogowy we Włoszech jest jednym z tematów, który zostawiłam sobie na deser mojego erasmusowego bloga, ponieważ dostarcza mi dużo ciekawych i zabawnych sytuacji do opisania.
Włoskie drogi różnią się zdecydowanie od Polskich, i nie chodzi mi tutaj o jakość nawierzchni. W Mediolanie jest dużo więcej samochodów, zabudowa jest gęściejsza a styl jazdy Włochów, oprócz adrenaliny, wywołuje u mnie uczucie szacunku i respektu - trzeba mieć na prawdę niezły refleks i oczy dookoła głowy, żeby tak jeździć.

motory nieodłącznie kojarzą się z włoską kultuą

Styl jazdy kierowców włoskich przypomina mniej więcej styl niespełnionych rajdowych kierowców - amatorów, którzy zamiast wyżywać się na trasach wyścigowych muszą gnieść się w ciasnej tkance miejskiej. Generalnie wszystkie chwyty są dozwolone. Znaki drogowe traktowane są raczej jako wskazówki, niż kodeks drogowy. Światło kierunkowskazu wyszło u Włochów z mody, podczas zjeżdżania z ronda nie jest przyjęte go używać. Włosi jeżdżą szybko i ostro. I nie wynika to z chęci zaimponowania kompanom podróży, lecz raczej z przyjętego zwyczaju i konieczności. Szybką jazdę uprawiają tutaj prawie wszyscy, chłopacy, dziewczyny, młodzi i starzy.


Włosi uwielbiają na siebie trąbić. Powiedziałabym wręcz, że dzień bez trąbienia to dzień stracony.:) Trąbią z różnych powodów.
Trąbią gdy stoją w korku, który nie porusza się już od 5 minut,
gdy ktoś zajedzie drogę,
gdy się śpieszą,
gdy chcą komuś grzecznie zwrócić uwagę (wtedy jest to takie krótkie, ciche, kilkakrotne "pip pip!"),
gdy chcą pozdrowić sąsiada, który przechodzi właśnie ulicą,
gdy chcą wyrazić swoje uznanie dla dziewczyny, którą zobaczą na chodniku(!!!)...
gdy pada... gdy świeci słońce........... gdy mają do zakomunikowania światu, że jest piękny, a AC Milan wygrało właśnie kolejny mecz.......
To niewinne hobby nawet by mi i nie przeszkadzało, gdyby nie to, że trochę niszczy nerwy. Dzisiaj na przykład usłyszałam z okna trąbnięcie tak nagle, że cała aż podskoczyłam na krześle (na szczęście herbata nie wylała się na laptopa, ale mało brakowało).

Mediolan ma poważny problem z ilością samochodów. Parkingów jest wciąż za mało (a może samochodów zbyt dużo). Nic dziwnego więc, że Włosi doszli w sztuce parkowania do szczytów mistrzostwa. Generalnie nie ma dla nich miejsca, na którym nie dałoby się zaparkować. Jeśli trzeba zaparkować na drzewie, Włoch tego dokona. Murek o wysokości prawie 30 cm - nic to; chodnik, przejście dla pieszych - a w czym problem?, przecież pieszy jakoś zawsze się przeciśnie...




Podczas parkowania równoległego samochód ma prawo, że tak powiem, utorować sobie miejsce "łokciami", to znaczy wepchnąć się w miejscówkę stukając leciutko samochód przed sobą i samochód za sobą. Wielokrotnie byłyśmy tego świadkami. Raz nawet przy nas jakiś facet podczas parkowania popchnął samochód Zosi. Pewnej kobiecie parkowanie zajęło więcej czasu niż zdolni bili wytrzymać kierowcy czekający za nią i zaczęli trąbić. Biedaczka tak się zestresowała, że stuknęła samochód przed nią tak mocno, że włączył się alarm.
Prawie wszystkie samochody są podrapane na zderzakach. Nic dziwnego, że małe Smarty cieszą się w Mediolanie tak ogromną popularnością.



Inną ciekawą cechą włoskich dróg są światła na krzyżowaniach. Podczas ruszania nie świeci się żółte światło, tylko od razu jest zielone. Za to zanim zapali się czerwone dłuuugo świeci się żółte. Co śmieszniejsze często światła dla samochodów są również sygnalizacją dla pieszych, nie ma osobnych sygnalizatorów. Minęło trochę czasu zanim się z Zosią do tego przyzwyczaiłyśmy.

 Komunikacja miejska jest w Mediolanie bardzo dobrze rozwinięta. Mamy metro, którym można dojechać praktycznie wszędzie. Autobusy i tramwaje jeżdżą często i do późna w nocy. Co prawda nie trzymają się rozkładów i również mają swoje kaprysy, (np. czasem nie przyjeżdżają przez prawie pół godziny a później zjawiają się w parach albo trójkach). Ale i tak jest tutaj pod tym względem bardzo dobrze.
A propos, przypomniał mi się taki filmik:

http://www.youtube.com/watch?v=XkInkNMpI1Q

Jak go pierwszy raz zobaczyłam popłakałam się od śmiechu.

Mediolańskie tramwaje dużo przeżyły i najwyraźniej jeszcze wiele przed nimi.

Na koniec kilka przykładów włoskich absurdów drogowych.

Przykład nr 1.
Skrzyżowanie Via Bramante z Viale Elvezia i Via Legnano.

Najdłuższe przejście dla pieszych, jakie widziałam. Żeby dostać się na drugą stronę ulicy i na przystanek autobusowy musiałyśmy przejść przez pasy pod rząd 7 razy.


Przykład nr 2.
Skrzyżowanie ulicy o wdzięcznej nazwie "Viale Pietro e Maria Curie".


Generalnie miejsce jest ładne, zielona wysepka kończąca optycznie oś widokową. Na czym polega problem? Nie ma jak się do niej dostać. Z każdej strony jest droga albo skrzyżowanie. Dookoła nie ma chodników, a schody prowadzą donikąd.




Przykład nr 3.
Piazza Giovanni Bausan.

Jest to rondo niedaleko naszej politechniki. Na środku jest ładna fontanna, miejsca do siedzenia, zieleń, czyli przyjemne miejsce do spożycia drugiego śniadania na świeżym powietrzu. W czym tkwi problem? Może już ktoś się domyśla?


Dookoła ronda jest dość ruchliwa, dwupasmowa jezdnia. Nie ma wyznaczonych pasów dla pieszych. Przedostanie się do środka grozi śmiercią lub kalectwem, lub też po prostu wymaga refleksu i szybkich nóg.

Na zakończenie Przykład nr 4.
Skrzyżowanie via Lisiade Pedoni, Via Martin Luter King.

Jest to skrzyżowanie, które codziennie przebywamy w drodze na uczelnię. Na zielono została pokazana trasa jaką zawsze idziemy, na czerwono ta którą legalnie powinnyśmy iść. Otóż to piekielne skrzyżowanie absolutnie olało fakt, że na świecie istnieją piesi. Po lewej stronie nie ma chodnika, a żeby przejść na drugą stronę, tam gdzie jest chodnik, trzeba przechodzić dwukrotnie, przez ruchliwą, szybką ulicę, w dodatku zza zakrętu. Dla jasności, tam też nie ma pasów przejścia.


Żeby było lepiej - z parkingu, tego, który widać na zdjęciu, można zjechać tylko w lewo, ponieważ jest to droga jednokierunkowa. Jednak kierowcy nagminnie wyjeżdżają z tego parkingu w prawo, jadąc ok 40 m pod prąd. Dzieje się tak, ponieważ żeby dostać się na tę główną ulicę, trzeba wykonać jakiś horrendalny objazd.

Włoskie drogi są temperamentne, ale nie niebezpieczne. Braki często nadrabiają determinacją i pomysłowością. Łączą piękno z niepraktycznością. Zupełnie tak jak Włosi.