niedziela, 18 grudnia 2011

Włoska kuchnia

Święta już tuż tuż i niedługo nasze domy wypełnią się smakowitymi zapachami bożonarodzeniowych potraw i przysmaków. Nareszcie mam trochę czasu wolnego a świąteczna atmosfera sprzyja kulinarnym fantazjom - postanowiłam więc w końcu napisać o włoskiej kuchni, który to temat już od dawna chodził mi po głowie.

Jaka ona jest - włoska kuchnia...?

Przede wszystkim jest ziołowa, pachnąca i smaczna.
Podstawą włoskiej kuchni jest oczywiście słynna pasta. Pasta występuje tutaj w dziesiątkach odmian, w sklepach zazwyczaj cały dział przeznaczony jest tylko i wyłącznie na różne rodzaje pasty. Można kupić spaghetti, spaghettini, rurki, wstążki, krótkie, długie, lasagne, motylki, muszelki, gwiazdki i pełno innych wariacji. Każdy rodzaj można przygotować na wiele sposobów i dzięki temu, spektrum możliwości jest ogromne. Dla mnie i dla Zosi pasta stanowiła pewną bazę, praktycznie nigdy się nie nudziła.

We Włoszech dzień zaczyna się od kawy. Nasze współlokatorki robiły sobie zawsze esencję kawy, którą następnego dnia rano podgrzewały z mlekiem w mikrofali. Do kawy nierozłącznie ciasteczka, które zamaczały w kawie. Ciasteczka mogły być zastąpione sucharkami lub chlebem z dżemem. Włoszki dziwiły się wielce widząc, jak ja z Zosią jemy na śniadanie np. kanapki z szynką czy serem. Chiara nawet kiedyś mi powiedziała, że próbowała zjeść śniadanie na słono, ale nie mogła. No cóż, widocznie w drugą stronę jest łatwiej, ja już po kilku miesiącach mieszkania z Włoszkami polubiłam małe, słodkie śniadanka włoskie.

Jednak po tak skromnym śniadaniu człowiek zaczyna robić się głodny już w południe, stąd wszyscy obowiązkowo około 13.00 jedzą lunch. Lunch składa się zwykle z kanapki na ciepło lub pizzy lub innego fast fooda. Wieczorem, po powrocie z uczelni lub pracy, o ok. 18.00 jest obiad, który stanowi najważniejszy i największy posiłek dnia. Wtedy też rodzina się zbiera razem i ma czas celebrować posiłek. Najczęściej jest to właśnie makaron lub pizza z lampką wina.

O tym, że włoska pizza zrobiła karierę na całym świecie i jest podstawą diety nie tylko Włochów, ale też Amerykanów, czy Polaków nie muszę wspominać. Warto jednak wspomnieć, że we Włoszech ciasto pizzy ma wiele odmian. Do rodziny "pizzowatych" należy zaliczyć focaccię, pizzetini, pancerotti, focaccino i wiele innych. Ciasto focacci jest dużo grubsze od pizzy i bardziej puszyste. Focacci nie smaruje się pastą pomidorową tak jak margherity, tylko doprawia z umiarem np. pomidorem, olejem z oliwek i solą.

włoskie pancerotto kontra polskie pierogi

Pancerotto podobne jest w smaku do pączka i tak jak pączki smaży się je na głębokim oleju. Kształtem natomiast przypomina duży pieróg. Podawane jest na ciepło a w środku zazwyczaj ma słone nadzienie, np. pomidory z mozzarellą albo ricottę ze szpinakiem.

Włoska kuchnia nie mogłaby istnieć bez aromatycznych ziół i przypraw, a przede wszystkim bez oliwy z oliwek. Oliwę z oliwek Włosi mają zwyczaj lać do wszystkiego, przyprawia się nią pastę, pizzę, oczywiście sałatki i, generalnie, w każdym włoskim domu nie może jej zabraknąć.

Następnym działem włoskiej kuchni zasługującym na osobny akapit są sery. Pyszna i delikatna mozzarella do pizzy i sałatek; aromatyczny i mocny parmezan do spaghetti; gorgonzola, czyli ser pleśniowy, który pochodzi oryginalnie z rejonu Lombardii; delikatna ricotta, serek, który świetnie smakuje z chlebem, ale można go również wykorzystać w rozmaity sposób; oraz wiele wiele innych mniej lub bardziej egzotycznych serów, których jednak ze względu na skromną studencką kieszeń nie miałyśmy okazji bliżej poznać.

I oczywiście wina...  Ale ponieważ akurat w temacie alkoholi nie czuję się zbyt pewnie - napiszę krótko- włoskie wina są słynne i mi bardzo smakują.

Kiedyś nasza współlokatorka, Chiara (czyt. Kiara), zorganizowała w naszym mieszkaniu konkurs. Ona i jej kolega z roku mieli przyrządzić spaghetti carbonara a ich znajomi, czyli m. in. ja i Zosia, mieliśmy ocenić które spaghetti jest lepsze. Wszystkie składniki były dokładnie takie same, również pod względem ilości - nie można było dodawać nic od siebie. Jedyną różnicą miał być sposób przygotowania - czas smażenia szynki na patelni, ugotowanie makaronu, itp.





Oczywiście cała ta akcja była tylko pretekstem, żeby spotkać się w gronie znajomych, zjeść dobrą kolację i wypić wino. Śmiechu było co niemiara. Chiara się bardzo przejmowała rywalizacją i widać było, że zależy jej, żeby wygrać. Co prawda według mnie i Zosi spaghetti jej kolegi było lepsze, ale Chiara i tak wygrała. I dobrze:)

Nauczyłyśmy wszystkich (na ich własną prośbę) jak się wymawia "na zdrowie!". Wszyscy wznosili toasty krzycząc "Na zdrowie!"  i "cin cin!". Bardzo im się spodobało to "na zdrowie". Okazało się, że jeden chłopak zna kilka słówek po polsku, np. "koniak". I umiał zaśpiewać "Szła dzieweczka do laseczka..." No cóż, może zostawię to bez komentarza... Trochę to smutne jaki wizerunek potrafią zostawić po sobie Polacy.

Przygotowałyśmy dla gości drinka z polskiej żubrówki. Smakowało:)


Włoszki przygotowały mohito.


A propos Włochów znających polskie słówka - poznałyśmy na uczelni jednego chłopaka, którego byłą dziewczyną była Polka. Znał takie słówka jak "domek na kurzej nóżce" i "Baba Jaga". I zachwycał się polskim sękaczem. Ostatniego dnia egzaminów przyniosłyśmy mu sękacza sprowadzonego wcześniej z Polski. Był zaskoczony, ale też bardzo zadowolony.

Życzę wszystkim pysznych, zdrowych i rodzinnie spokojnych Świąt Bożego Narodzenia:)