poniedziałek, 29 listopada 2010

Strajk na Politechnice

Na Politechnice dzisiaj jest strajk, nie ma zajęć.
Strajk dotyczy reformy edukacyjnej, którą chce wprowadzić włoski rząd we wszystkich uczelniach we Włoszech. Bunt i niezadowolenie z planowanych reform opanowało już wiele innych miast, między innymi Rzym, Pizę, Turyn, Padwę, Florencję. Teraz przyszedł czas na Mediolan. 
W ostatni czwartek i piątek praktycznie nie miałyśmy zajęć, ponieważ nauczyciele zamiast prowadzić lekcje opowiadali studentom o reformie i tłumaczyli jakie mają zajść zmiany. Niektórzy, jak na przykład nasza nauczycielka od projektowania urbanistycznego, wręcz namawiali studentów, żeby się przeciwstawili.



Z tego co mi mówiła moja koleżanka z grupy w najogólniejszym zarysie reforma ma polegać na tym, że obcięte zostaną środki finansowe przeznaczone na edukację. Skutki takiego kroku będą oczywiście opłakane, rozumie to każdy, tylko nie rząd:
  •  Studia we Włoszech są płatne. Każdy student na Politecnico di Milano rocznie musi zapłacić ponad 1000 Euro. Jeśli ustawa przejdzie suma ta za kilka lat wzrośnie prawdopodobnie dwukrotnie albo trzykrotnie. 
  • Będzie mniej nauczycieli.
  • Zdobyć stały etat jako wykładowca albo nauczyciel na uczelni jest już teraz niezwykle trudno. Po cięciach budżetowych będzie to niemal niemożliwe.
  • oprócz tego może nastąpić jeszcze wiele, wiele innych niekorzystnych skutków, z obniżeniem poziomu nauki włącznie.

Średnia wieku we Włoskim rządzie jest chyba w okolicach 70 lat, najwyższa w Europie. Dlatego ostatnio zatrudniono wielu młodych polityków, żeby trochę ją obniżyć, między innymi młodziutką minister edukacji, która nie ma pojęcia o realiach na włoskich uczelniach.

Jutro, 30.11.2010, ma się okazać czy ustawa przejdzie.

sobota, 6 listopada 2010

Politecnico di Milano

Jestem w Mediolanie od ponad miesiąca a do tej pory nie napisałam nic o mojej nowej uczelni. Wynika to z kilku powodów.

Po pierwsze, zajęcia na Politecnico di Milano (Campus Bovisa) zaczęły się dopiero 18.10, a niektóre wykłady - w tym tygodniu. Planowo powinnam zacząć moją edukację tutaj 4.10, tak więc mamy miesiąc opóźnienia. W Polsce wszyscy profesorzy załamywaliby ręce i rwali siwe włosy z głowy w obawie, że nie zdążą z programem. Tutaj - spoko luzik, bez nerw:) Wszystko się zdąży zrobić... a nawet jeśli nie, to po co się tym przejmować.

Powodem opóźnienia był strajk... Strajk profesorów związany z jakąś reformą edukacyjną, czy coś w tym rodzaju. Włosi lubią strajkować. Poznałam tutaj dziewczynę, Włoszkę, która chodzi do jednego z mediolańskich liceów. Od czasu gdy się pierwszy raz spotkałyśmy, a było to prawie miesiąc temu, już dwukrotnie nie miała zajęć z powodu strajków w szkole. Włosi po prostu tak mają i trzeba się z tym pogodzić.

Stosunek Włochów do spóźnień i czasu w ogóle różni się zdecydowanie od naszego. Wykłady zaczynają się według planu o 9.15. W praktyce jeszcze nigdy nie zdarzyło nam się, żeby rozpoczęły się wcześniej niż o 9.45, a zwykle startujemy w okolicach 10.00. Nauczyciele spóźniają się notorycznie i z nonszalancją, która mnie do tej pory jeszcze zadziwia. A co najdziwniejsze włoscy studenci nic, ale to nic sobie z tego nie robią. Przez godzinę rozmawiają, grają w karty, pokazują sobie różne rzeczy na komputerze, śmieją się i plotkują. Nauczyciel przychodzi, rozstawia laptopa, podłącza go do rzutnika, po czym zaczyna mówić. Mówi przez 2,5 godziny non stop. A studenci słuchają go w ciszy i nie buntują się. Ja już wysiedzieć nie mogę, oczy mi się kleją, głowa opada, chce mi się jeść, a wykładowca mówi, ... mówi... Włosi na prawdę mają inny stosunek do czasu..

Ok godziny 13.00 mamy przerwę do 14.15 (czytaj 14.45:) na lunch. I muszę przyznać, że jest to coś, czego będzie mi brakowało gdy wrócę do Polski, ponieważ taka długa, godzinna przerwa w środku dnia jest bardzo przydatna. My teraz z Zosią mieszkamy w odległości 15 min piechotką od Politechniki, więc podczas tej przerwy możemy iść do domu i zjeść normalny obiad.
Politechnika podczas przerwy obiadowej wygląda malowniczo, ponieważ wszyscy studenci rozkładają się z jedzeniem na terenie Campusu w różnych miejscach, obsiadają wszystkie ławki, krawężniki i murki jak gromada ptaków, która przysiadła żeby odpocząć. Każdy ma w rękach białą, papierową torebkę a w niej albo pizzę albo zapiekankę, kanapkę z serem i pomidorami. A wszystko to na ciepło, ponieważ w pobliżu uczelni jest wiele małych knajpek i sklepów z tzw. "fast foodem".



Od 14.15 zaczyna się drugi blok zajęć, trwa do 18.00, z tym że zawsze kończymy wcześniej, ok.17.00.

We wtorki, środy i czwartki od 18.00 - 20.00 chodzę na zajęcia z włoskiego. Bardzo przydatna rzecz zważywszy, że część egzaminów będziemy musiały zdać po włosku.

Wykłady prowadzone są po włosku. Rozumiem niektóre słowa, ale cały czas jeszcze dużo mi umyka. Na szczęście, oczywiście, zawsze znajdzie się ktoś, kto wytłumaczy i pomoże.


 Włosi są generalnie bardzo mili i przyjaźni. Będąc tu już przez tak długi czas mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że wiele z tego co się mówi o tej nacji jest prawdą. Ludzie tu są otwarci i zawsze za wszelką cenę chcą pomóc. Kiedyś jechałyśmy z Zosią tramwajem. Wiedziałyśmy gdzie mamy wysiąść, ale ja tylko dla pewności zagadnęłam Zosię o drogę i pokazałam jej coś na mapie. Jakiś Włoch słysząc, że mówimy w obcym języku i patrzymy na mapę natychmiast zaczął się wypytywać i "pomagać". Ponieważ nie bardzo rozumiał, gdy mu mówiłyśmy, że wszystko wiemy - zapytał jakąś panią. W krótkim czasie nawiązała się rozmowa na pół autobusu i po pewnym czasie wszyscy wiedzieli, że jadą jakieś dziewczynki z Polski, które nie wiedzą gdzie wysiąść... Włosi tak mają i trzeba ich pokochać takimi jacy są.:)

Pomimo tych przemiłych cech zauważyłam jednak kilka rzeczy, które mnie drażnią. Włosi to śmieciuchy. Często jak wchodzimy do sali, widok, który ukazuje się naszym oczom wygląda tak:


Widocznie im to nie przeszkadza. Tak po prostu mają. I trzeba ich pokochać takimi, jacy są.:)

Na zakończenie - oto zdjęcie, które zrobiłam pewnego dnia na terenie uczelni wracając wieczorem z zajęć.