Strajk dotyczy reformy edukacyjnej, którą chce wprowadzić włoski rząd we wszystkich uczelniach we Włoszech. Bunt i niezadowolenie z planowanych reform opanowało już wiele innych miast, między innymi Rzym, Pizę, Turyn, Padwę, Florencję. Teraz przyszedł czas na Mediolan.
W ostatni czwartek i piątek praktycznie nie miałyśmy zajęć, ponieważ nauczyciele zamiast prowadzić lekcje opowiadali studentom o reformie i tłumaczyli jakie mają zajść zmiany. Niektórzy, jak na przykład nasza nauczycielka od projektowania urbanistycznego, wręcz namawiali studentów, żeby się przeciwstawili.
Z tego co mi mówiła moja koleżanka z grupy w najogólniejszym zarysie reforma ma polegać na tym, że obcięte zostaną środki finansowe przeznaczone na edukację. Skutki takiego kroku będą oczywiście opłakane, rozumie to każdy, tylko nie rząd:
- Studia we Włoszech są płatne. Każdy student na Politecnico di Milano rocznie musi zapłacić ponad 1000 Euro. Jeśli ustawa przejdzie suma ta za kilka lat wzrośnie prawdopodobnie dwukrotnie albo trzykrotnie.
- Będzie mniej nauczycieli.
- Zdobyć stały etat jako wykładowca albo nauczyciel na uczelni jest już teraz niezwykle trudno. Po cięciach budżetowych będzie to niemal niemożliwe.
- oprócz tego może nastąpić jeszcze wiele, wiele innych niekorzystnych skutków, z obniżeniem poziomu nauki włącznie.
Średnia wieku we Włoskim rządzie jest chyba w okolicach 70 lat, najwyższa w Europie. Dlatego ostatnio zatrudniono wielu młodych polityków, żeby trochę ją obniżyć, między innymi młodziutką minister edukacji, która nie ma pojęcia o realiach na włoskich uczelniach.
Jutro, 30.11.2010, ma się okazać czy ustawa przejdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz