poniedziałek, 7 marca 2011

Teatro alla Scala

Już od bardzo dawna, odkąd zostało postanowione, że wyjeżdżamy na Erasmusa do Mediolanu, wiedziałam, że muszę się wybrać do mediolańskiej La Scali. Udało nam się to osiągnąć 04.03.2011, ale tak naprawdę miałyśmy więcej szczęścia niż rozumu w tym względzie. A było to tak...

Rano 4 marca,w piątek, poszłyśmy z Zosią na wystawę Caravaggia (nie były to oryginały, raczej cyfrowe reprodukcje podświetlone od tyłu..., ciekawe, ale opowiem o tym innym razem). Po wystawie przypomniałam sobie nagle, że przecież chciałam się czegoś dowiedzieć na temat zniżek dla studentów w La Scali. Poszłyśmy bez większych nadziei zaczerpnąć informacji, okazało się, że główne wejście jest zamknięte. Boczne, tam gdzie sprzedaje się bilety również. Zrezygnowane już chciałyśmy iść do domu, gdy nagle jakiś facet podszedł do nas i pyta się, czy nie chcemy biletów na "Toscę" dzisiaj wieczorem... Na początku nie wiedziałyśmy do końca o co mu chodzi. Ale tak... no wyraźnie, pyta się czy nie chcemy biletów do La Scali za 12 Euro... pokazuję jakąś listę, mamy się zapisać...

Dla niewtajemniczonych informuję, że najtańsze bilety do La Scali kosztują 30 Euro, najdroższe dochodzę do 240 E. 

Nie bardzo jeszcze zdając sobie sprawe z naszego szczęścia, oczywiście wpisałyśmy się na listę. Było to o ok 16.00. Pan powiedział, że musimy przyjść o 17.30 w to miejsce, żeby zapłacić za bilety. Przedstawienie rozpoczyna się o 20.00.

Postanowiłyśmy, że nie będziemy przez te półtorej godziny wracać do domu, tylko poczekamy na starówce jedząc pyszne pancerotto (jest to coś w rodzaju pączka w kształcie dużego pieroga, w środku zamiast dżemu znajduje się np. mozarella z pomidorem, podawane na ciepło, pyszotka:).
Chciałyśmy wpisać na listę jeszcze nasze współlokatorki, ale niestety trzeba było się podpisać osobiście.

O 17.15 przed kasą La Scali zebrał się już spory tłumek szczęściarzy czekających na tanie bilety. Zaczęto rozdawać numerki wyczytując nazwiska w kolejności zapisanej na liście. Myśmy miały numer 132 i 133.


Zanim otrzymałyśmy nasz numerek była już 18.00. Z numerkiem trzeba było jeszcze wystać w kolejce do kasy, w której trzeba było zapłacić i odebrać bilet. I znowu, jako że byłyśmy dopiero 132 i 133 musiałyśmy się nieźle wyczekać. Ale było wesoło, towarzystwo również nie przejmowało się przejściowymi trudnościami. W końcu nagroda za wysiłek miała byś ogromna...

Gdy kupiłyśmy nasze bilety okazało się, że jest 18.20. Do przedstawienia pozostało 1 godz i 40 min. Wahałyśmy się z Zosią czy jechać czy nie jechać do domu żeby się przebrać, nie chciałyśmy się spóźnić, a droga w tę i z powrotem zajęłaby nam ok 1,5 godz. Czyli w domu miałybyśmy 10, maksymalnie 15 min...  Jednak postanowiłyśmy spróbować. Jakoś nie wyobrażałam sobie być w La Scali w dżinsach i adidasach.

Zdążyłyśmy, biegłyśmy momentami, ale udało się. Pod La Scalą byłyśmy nawet na 10 min przed czasem. Chciałyśmy wejść głównym wejściem, wśród wystrojonych pań i panów, ale odesłano nas. Musiałyśmy wejść bocznym wejściem. Nasze miejsca były na najwyższej loży w najdalszym, trzecim rzędzie. Ale nic to, byłyśmy w LA SCALI, jednej z najsłynniejszych oper na świecie, kolebce Pucciniego, Verdiego, Leoncavalla, gdzie występowały przez wieki największe sławy muzycznego świata Europy.



Opera była wspaniała. Soliści przepięknie śpiewali. Chóry cudowne. Scenografia bardzo dobra. Orkiestra świetna. Starałam się za bardzo nie sugerować ogólną opinią o tej operze i spojrzeć na nią możliwie obiektywnie. Nie udało mi się dostrzec jednak żadnych wad. Nie bez powodu miejsce to cieszy się tak ogromną renomą.

Jedyne mankamenty, które odczułam były natury czysto technicznej. Żeby widzieć cokolwiek na scenie musiałyśmy stać. Niby nic, mamy przecież młode nogi, to nie problem (szczególnie jeśli się zdejmie buty :). Jednak mimo wszystko chciałoby się rozsiąść wygodnie w fotelu, zamknąć oczy i zanurzyć w muzyce bez dodatkowych komplikacji, konieczność stania z pewnością temu nie sprzyjała. A propos foteli, ten kto je projektował nie przewidział chyba, że ludzie mają nogi... No bo nie było tam miejsca na kolana. Jeszcze pół biedy my, ale jeśli by tam miał usiąść jakiś chłopak... raczej by się nie pomieścił. Poza tym nie dano nam możliwości kupienia ulotki z librettem.

Oczywiście wszystko to tylko małe, nic nie znaczące uniedogodnienia, które z nadwyżką rekompensowane są wspaniałym spektaklem.

Podaję przepis na dostanie się do La Scali za 12 Euro:
1. Sprawdzić w internecie kiedy jest interesujące cię przedstawienie.
2. W dniu spektaklu od ok 15.00 kręcić się pod La Scalą aż zaczepi cię facet z listą.
3. Zapisać się na listę.
4. O godzinie wskazanej przez faceta stawić się przy kasie i odebrać bilety.
5. W między czasie przebrać się w najlepsze ciuchy i umalować na bóstwo*.
6. Na 15 min przed spektaklem przyjść i zająć miejsca w loży.
7. Rozkoszować się mistrzowskim wykonaniem, niebiańską muzyką i burżujską atmosferą Teatro alla Scala.
*to ostatnie nie dotyczy chłopaków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz