Pewnego popołudnia podczas długotrwałego zwiedzania postanowiłyśmy z Zosią odpocząć w parku. Usadowiłyśmy się na trawie i rozkoszowałyśmy się piękną pogodą oraz względnym spokojem. Ponieważ bułka, którą kupiłam okazała się przekraczać możliwości mojego żołądka, postanowiłam podzielić się nią z kilkoma gołębiami, które wałęsały się nieopodal. Nie minęło pięć sekund a z tych kilku gołębi nagle zrobiło się kilkadziesiąt (nie wiem jak one to robią, chyba słyszą odgłos upadających okruchów na ziemię...) A wszystkie zachowywały się tak, jakby to miał być ich ostatni posiłek w życiu (a może pierwszy?:). Zapomniawszy całkowicie o takich drobnostkach jak strach, bariery społeczne, tudzież instynkt samozachowawczy zaczęły wchodzić sobie na głowy, mi na nogi i ręce i wydziobywać sobie spod łapek każdy okruszek.
Na placu Duomo pomnik za sprawą tych odważnych ptaków wygląda mniej więcej jak choinka:)
Gołębie nic nie robią sobie z powagi monumentu, potrafią nawet siedzieć na nosie samemu królowi zwierząt!
Mediolańskie gołębie mają kilka swoich ulubionych miejsc, w których oddają się cichej zadumie bądź wyskubywaniu piór. Oprócz wyżej wymienionego pomnika zauważyłam takie oto miejsce...
I chociaż maniery tych niepozornych ptaków pozostawiają wiele do życzenia - ileż szczęścia mogą dać...popatrzcie sami:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo fajne, czekamy na następne wpisy.
OdpowiedzUsuńWidzę Aniu, że dołączyłaś do grona blogowiczów:) dzięki temu mam możliwość przeżywania tego co Ty:)
OdpowiedzUsuńOlu, ty byłaś moją inspiracją. Przeczytałam twojego bloga i stwierdziłam, że też tak chcę.:)
OdpowiedzUsuń